Sawanna na granicy stada Fells, pierwszy tydzień pory mokrej
Wydawałoby się, że już nic prócz spadających z nieba strumieniami ciężkich kropli deszczu nie może zagłuszyć spłukanego deszczem krajobrazu. Tylko sawanna pokryta nasączoną od wody ziemią, rzeka płynąca żywym nurtem i zapadające się od nadmiaru deszczu baobaby. Jednym słowem jałowa pustynia i martwe pustkowie tonące od czasu rozpoczęcia wyczekiwanej pory deszczowej.
***
Mimo, że rzeki nie były przepełnione krystalicznie czystą wodą, w mętnej deszczówce można było zobaczyć zanikające odbicie czyjejś sylwetki. Wzdłuż brzegów nadrzecza z prędkością 60 km/h biegło zwierzę o pokaźnej sylwetce i posturnej postawie. To była Maditau, młoda lwica pełniąca podrzędne funkcje w stadzie Fells, stada do którego należały pobliskie tereny Serengeti. Tym razem nie uważała na to czy nie spłoszy potencjalnej zwierzyny, czy też nie sprowadzi niebezpieczeństwa. Jej kroki niczym dudniły. Z wielkim pomlaskiem odbijała ślady na błocie. Jedynie przez przypadek w niektórych momentach ciało niemal zgrywało się z kroplami deszczu. Głowę miała wtuloną w klatkę piersiową, a kolor futra ledwo rozpoznawalny. W końcu zatrzymała się przed luźnym korytem rzeki, wyznaczającym granicę stada. Ciągle miała zamknięte oczy, zacisnęła szczękę, przymrużyła ślepia i uniosła prawą łapę w połowie nurtu. Jednak nie odważyła się, kolejny raz stchórzyła. Odepchnęła się tylnymi łapami i upadła w tył na wychudzony policzek.
Podniosła się z trudem, otworzyła oczy, były błękitne niczym bezchmurne niebo. Stała w bezruchu kilka minut, deszcz w tym czasie zmył z niej brud. Można było poznać kolor jej sierści. Był jak śnieg, którego i tak nigdy nie widziała. Z oczu polały się łzy. Nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz. To była jej druga ucieczka w tym tygodniu. Miała tego dość, kolejna kłótnia z przywódczynią stada o imieniu Karel, "przybraną matką", która uważała ją za córkę, a jednocześnie nic dla niej nie znaczyła. Maditau nie dorastały przy boku matki, zmarła z niewiadomych powodów, ale miała jeszcze młodszą siostrę, Mari której nie mogła zostawić na pastwę losu, odrywając się od tego życia w tak egoistyczny sposób. O ojcu też wiele nie wiedziała, ale słyszała od starszyzny, że nadal żyje. Pamiętała babkę, która umarła już dawno, ale ból pozostał ten samy. Dostała od niej medalion, będący od wieków w jej rodzinie, miała go zawsze przy sobie. Nosiła go cały czas, bo bała się, że zapomni o biologicznej rodzinie, a to byłby dla niej jak cios od największego wroga. Upadła z hukiem w wysokie chaszcze traw, zakryła pysk łapami i pogrążyła w lamencie myśli. Wiedziała, że musi wrócić.
-------------------------------
- I jak Wam się podoba pierwszy post na blogu i ogólnie blog, wygląd itp.? :) Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu.
- Jak zauważyliście postacie ( grafika ) jest w innym stylu niż TLKnowki, chciałam żeby było bardziej oryginalnie i ogólnie ten styl to jeden z moich ulubionych, dlatego postanowiłam bloga z nim powiązać.
- Dziękuję za chociaż jedne komentarz, który się pojawi ponieważ dopiero zaczynam i nie oczekuję na dzień dobry nawet 10 komentarzy.
- Na blogu dużo zakładek będzie uzupełnianych, postaram się je stworzyć w najbliższym tygodniu.
- Następny rozdział powinien się pojawić odstępie tego tygodnia, jak na razie weny nie brakuje ;)
- Pozdrawiam wszystkich czytających i dziękuję Frank za odwiedzenie mimo, że nie było postów <3 Zapraszam do dodawania się do obserwatorów i prosiłabym jeśli blog się spodobał o wspomnieniu o nim na Waszych blogach.
- PS. Przepraszam, że jeszcze nie pokazał Maditau z medalionem w następnej notce będzie z nim :)
Jejku. Muszę przyznać, że rozdział genialny, fantastyczny, wspaniały i po prostu, jednym słowem...Wow. Duże Wow. Opisałaś wszystko świetnie. Maditau zapewne powróci, w końcu musi to ucynić. Medalion , brzmi interesująco. Fabuła zapowiada się wspaniale i bardzo ciekawie, chętnie będę tu zaglądać i czytać dalsze losy lwicy. Pozostawiam po sobie prezencik, czyli dodaję się do obserwatorów i dodaję Twój lbog do zakładki ''ulubione'' u mnie . :) [wybacz za błędy.]
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Wspaniały blog. Dziękuję Ci za miłe słowa na moim blogu. Czy te obrazki są Twojego autorstwa? Maditau bardzo spodobała mi się ta postać. Jestem ciekawa jak potoczą się jej dalsze losy. Będę tutaj często wpadać, bo zapowiada się wspaniały blog o Królu Lwie. Pozdrawiam :) :)
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział! Ogromnie zaciekawiła mnie historia Maditau, szczególnie ten motyw z naszyjnikiem :) A obrazki są przepiękne! Czy nie są one przypadkiem autorstwa Indygo?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. Z pewnością polecę tego i Twojego drugiego bloga w mojej najbliższej notce, która powinna się pojawić na ten weekend :)
Rozdział cudowny. Mnie również zawsze podobała się grafika w tym stylu.
OdpowiedzUsuńSuper historia, nie moge doczekać sie dalszej części.Ten blog to cos nowego i niezwykle ciekawego.Tą lwicę malujesz sama czy bierzesz skądś, jest śliczna.POzdrawiam.
OdpowiedzUsuńSupcio blog :3 Bardzo mi się podoba ^^ Będę czekać i czytać wszystkie Twoje rozdziały z zadowoleniem.Oby tak dalej :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę miłego dnia~~
Hejo. :3
OdpowiedzUsuńKilka ogłoszeń, zapraszam. > ksiezniczkasarah.blogspot.com <
Misia.
Hejo. :3
OdpowiedzUsuńKilka ogłoszeń, zapraszam. > ksiezniczkasarah.blogspot.com <
Misia.
Spodobał mi się twój blog, będę zaglądać, nie mogę się doczekać dalszego ciągu. Przy okazji przepiękna lwica, jeśli sama ją narysowałaś to masz ogromny talent, nie łatwo jest narysować lwa. A i wspomniałaś że pisałaś kiedyś o koniach, z chęcią bym poczytałam, jeśli to możliwe.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa, dziś jednak notka oficjalnie się pojawi bo strasznie opóźniałam. Nie sama tego nei narysowałam ;) Ja rysuję tylko w TLKowskim stylu :) A blog o koniach został niestety już dawno usunięty, la ezastanawiam się czy nei założyć nowego^^
UsuńPs. to ja maditau :)